Trip – coś co nas stworzyło.
Dobra, zajawka rowerowa już jest. Co raz bardziej ciągnie mnie do dwóch kółek, a głowa częściej zaczyna krążyć wokół tego tematu i tworzyć nowe plany. Różnie z ich sensem i rozsądkiem bywa, ale co poradzić? Wszyscy znamy ten moment, kiedy zainteresowanie zaczyna przemieniać się w pasję.
Siedząc sobie pewnego wieczoru przy izotoniku (😊) zacząłem przeglądać mapę i kombinować co by tu szalonego znowu wymyślić. Jeżdżenie po okolicy zaczęło mnie nudzić, a wyzwania z tym związane przestały wystarczać. Zerkając na tę wspomnianą mapę pojawiła się idea, która sprawiła, że później już nic nie było takie samo. „Tu byłem”, „tu chciałbym być”, „tu mówili, że powinienem być”. Łącząc te wszystkie kropki na mapie powstała pętla licząca sobie niespełna 800km. Trasa ta sprawiła, że pokochałem rower na zabój i przy okazji poznałem człowieka, z którym tę rowerową miłość wciąż kultywuję. Co ciekawe człowiek do tej historii znalazł się sam. Tak naprawdę był jedyną osobą, która odpowiedziała na mój apel na Facebooku „800km w 8 dni. Ktoś chętny na taką trasę?” Zresztą, jego komentarz do mojego pytania od razu przekonał mnie, że chyba trafiłem podobnego sobie freaka rowerowego. Wyglądało to mniej więcej tak:
Ja: „800km w 8 dni. Ktoś chętny na taką trasę?” – pod spodem umieściłem pierwotny plan trasy.
Bartek: „Okej, kiedy?”
Ja: „Nie chcesz znać szczegółów?”
Bartek: „Po co? Ustali się w trakcie.”
Mógłbym bawić się w opis tej przygody, ale pomyślałem, że najlepszym sposobem na przedstawienie tego będzie zrobienie sprawozdania z postów, które na bieżąco tworzyliśmy. Pisanych w danym dniu po przejechanej trasie, na gorąco, pełnych prawdziwych emocji, właśnie tak jak wtedy było. Rozpisywanie się ładnych parę lat po tej wyprawie będzie chyba mało wiarygodne i nie oddawałoby tego co wtedy przeżywaliśmy. Nie poprawiam nawet błędów z tamtych tekstów.
DAY 1: Jaworzno – Głuchołazy



Day 2: Głuchołazy – Wojnowice



Day 3: Wojnowice – Cieszyn (znowu przez Czechy)
Dzień był intensywny, ale bardzo udany. 93 km, był deszcz, był grad, było słońce. I była wielka frajda. Oczywiście pomysł przy piwie przekuliśmy w czyn i Ostrawa zaliczona. I tu znowu podziw dla czeskiej stront. Piękne widoki, świetne drogi i kultura kierowców do pozazdroszczenia. Ostrawa porywa, nawet w deszczowej scenerii. Generalnie dzień baaardzo udany. Teraz nocleg w schronisku młodzieżowym – tak dla odmłodzenia się. Martwi mnie tylko jedno: przy obiedzie oglądaliśmy mapkę i rzucił nam się w oczy Wiedeń A on nie jest daleko
Kto wie co przyniesie jutro
Więc jak to mówią: AHOJ
Day 4: Cieszyn – Wisła
Etap krótki, troszkę wymagający mając ciężkie sakwy z tyłu, ale… Ale dojechaliśmy na miejsce, szybki obiad na mieście (placek po węgiersku mniam!), zakupy na rano i wpadliśmy na pomysł. Skoro jesteśmy w Wiśle to czemu nie jechać na Salmopol? Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy. Szybki wypad i obiad zrzucony, a i dość wymagający podjazd też zaliczony. Cieszy się mordka jak cholera z takiej jazdy, a jutro dalej w trase. Kto wie, może przez Koniaków? Pozdrower!
Day 5: Wisła – Korbielów


Day 6: Korbielów – Murzasichle
Etap z… do… Średnio wymagający. 97 km z Krzyżowej do Murzasichle. Najpierw niezły podjazd przez Korbielów do granicy (bo przecież po co jeździć po Polsce ), parę górek, parę zjazdów. Ale potem był deser. Deser był pyszny, z wisienką na torcie
Przez Biały Dunajec, Gliczarów Dolny i Górny z wisienką na słynnej ścienię Bukovina, przez Białkę Tatrzańską z powrotem do Murzasichle. Kocham. Pięknie jest. Góry dla mnie i mojego bajka to niebo na ziemi. Ja tu mogę zostać
Jakby Bartek nie marudził to pewnie jeszcze 20-30 by się pokręciło
Żart oczywiście. Genialnie się spisał
Dzień uważam za mega udany
Day 7: Murzasichle – Zawoja
Murzasichle – Zawoja. Etap przepracowany. W sporej części pokrywający się z wczorajszym. Ale w Jabłonna odbiliśmy na Babią Górę i zabawa się zaczęła. Spory, dosyć szybki podjazd a potem dłuuugi szybki zjazd do samej Zawoi. Kilkanaście minut złożony na rowerze z prędkością przekraczającą 60 km/h. Czyli to co tygrysy lubią najbardziej. A teraz relaks przy grillu, pysznym cieście i kawce, u gospodarzy chyba z nieba. Bardzo miło. Polecam. A jutro już zjazd do domu, do rodzin. Szkoda że wyprawa się kończy. Ale to pierwsza i nie ostatnia. Już są plany na następne, także zapraszamy Na razie w głowach wybrzeże lub miej prawdopodobne Rzym – Palermo. Chociaż kto to wie
Planning in progress…
Day 8: Zawoja – Jaworzno
Zawoja – Jaworzno. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Z drugiej strony: „Home, sweet home”. To był świetny tydzień. Piękne trasy, piękne widoki, super miejscowości. Było wszystko: ciężkie podjazdy, bardzo szybkie zjazdy i proste hen, hen przed siebie. Dzisiaj zjechaliśmy z Zawoi do Jaworzna, zahaczając po drodze Suchą Beskidzką, Wadowice, Zator, Oświęcim. I szkoda tylko że to już koniec. Ale nowe plany, nowe pomysły przed nami Już my coś z Bartłomiej Pamuła wykombinujemy
Trip w liczbach Bartka




Podsumowanie
To był pierwszy tak naprawdę poważy wyjazd rowerowy. 8 dni, które sprawiło iż zrozumiałem, że kolarstwo jest tym co będzie mi towarzyszyć już zawsze. 8 dni, które zapoczątkowało przyjaźń, pokazało jak można na kimś polegać w przełamywaniu trudów. 8 dni, które były chyba moją najlepszą przygodą w życiu. Koniecznie musimy to powtórzyć, bo przecież o to właśnie chodzi, aby życie było przygodą. Naszą własną, najlepszą.