Powiedzieć powrót po długiej przerwie, to nic nie powiedzieć. Ta stronka miała być moją krainą spokojności, w którą będę uciekał w wolnych chwilach. Plany były ambitne, rzeczywistość postanowiła powiedzieć „o nie, nie”. Czas nie jest z gumy, energia ma swoje granice a motywacja… cóż, musi z czegoś wynikać. Nie piszę tego akapitu, żeby sobie ponarzekać czy wywołać współczucie. Po prostu chciałbym coś więcej tutaj działać, stworzyć coś ciekawego dla mnie i dla Was. Niestety, to JA muszę się dostosować do realiów. Nie odwrotnie.
Miałem takie przemyślenia ostatnio (a w zasadzie od dłuższego czasu), czy ja dalej chcę się w to bawić. Czy ja dalej czerpię z tego przyjemność i dla przyjemność to robię, czy to raczej stało się smutnym obowiązkiem. „To” to rower, branża rowerowa i wszystko co jest wokół tego. Niestety lub stety, jazda na rowerze nazywana szumnie (to za dużo powiedziane) kolarstwem, a praca zawodowa w moim przypadku stały się jednością. I te dwie dziedziny silnie na siebie oddziałują, mam wrażenie zwalczając się wzajemnie. Praca powoduje, że nie mam czasu na jeżdżenie w takim zakresie jakim bym chciał. Skutecznie zabiera frajdę z tej zabawy. Wyświechtany frazes: pracuję, żebyście Wy mogli jeździć już nie jest taki zabawny, nie motywuje tak bardzo. To przestało już być pracą z pasji. I w drugą stronę: próba nawiązania do jakiejkolwiek poważnej aktywności powoduje, że w pracy rower zaczyna mnie irytować. Negatywnie wpływa na to co robię. A to raczej nie jest dobre… Długo by tutaj się rozpisywać, musiałbym wytoczyć ogrom argumentów na poparcie tej teorii, ale chyba nie oto chodzi. Nie chcę też przynudzać. I tak już przylgnęła do mnie łatka maruda. Zwyczajnie nastąpiło zmęczenie materiału i trzeba by coś z tym zrobić. Zobaczymy.
Dobrze. Czas przejść do konkretów.
Ten rok ma być pod znakiem zabawy i wyzwań. Wydarzenia wybrane dla radości z jeżdżenia, spełniania marzeń i powrotu na właściwe tory. Poprzedni też taki miał być, ale chyba jednak coś poszło nie do końca właściwie.
Kierunki bardziej znane jak Rajd Doliną Dunajca ze swoimi fantastycznymi widokami, doskonałą trasą i jeszcze lepszą atmosferą, poprzez Gravel Karp Adventure i próbą przekonania się jeszcze bardziej, czy ten rodzaj kolarstwa pokocham równie mocno co szosę. Pozostając w klimacie imprez od Tatra Cycling Events wpadnie jeszcze dlugo wyczekiwany przez wszystkich Żar Challenge – tak aby wrzucić sobie trochę wyzwań. Poza tym ci co mnie znają wiedzą, że z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu, nie cierpię podjazdu na Żar (mimo, że pozostałe hopki w okolicy uwielbiam). Może ta góra w trybie race jakoś lepiej zostanie przeze mnie – a raczej moje nogi – przyjęta.
W międzyczasie organizowany jest szosowy uphill Heboj na Przehybę. Jedna z najfajniejszych imprez w corocznym kalendarzu. Chłopaki umieją tam zrobić atmosferkę, a sama trasa mimo że krótka, na długo zapada w pamięć. Ponad to po wczłapaniu na Przehybę można sobie fajnie zorganizować dalszy wpierdziel kręcąc się po okolicy. Jest tam co wjeżdżać. Widzimy się?
Punkt kulminacyjny tego sezonu to czerwiec. Od kilku lat to stało się już małą tradycją, żeby chociaż na chwilę odwiedzić Alpy. W tym roku z Ekipą padło na Alpy Francuskie – Alpe d’Huez, Mount Ventoux, Col du Galibier, Col de Telegraphe i wiele innych. Czy muszę pisać coś więcej? Generalnie całą zimę i teraz wiosnę pracuję dla tych kilkunastu dni. Mam zamiar czerpać radość pełnymi garściami z tego wypadu. Aby tak się stało trzeba się jednak solidnie przygotować, bo to nie przelewki. Zobaczymy jak wyjdzie.
Ostatnią rzeczą, która się urodziła w mojej głowie to L’Eroica. Impreza bardziej zabawowa i socjalna niż rowerowa, ale mająca swój charakter i piękno. Miałby to być wypad z żoną – patrząc na program, opis i okoliczności regionu, każde z nas znajdzie tam coś dla siebie.
Te imprezy, które opisałem są „kalendarzowe”. Oznacza to, że musiałem się na nie zapisać i są niejako nieodwoływalne. Oczywiście oprócz nich pewnie wpadną jeszcze jakieś weekendowe wypady, ale to już raczej spontanicznie i nic poważnego. Bo tutaj właśnie powrócę do wstępu – czas i praca nie pozwolą na nic więcej. Ot tak to wygląda.

Po co ten wpis. W sumie nie do końca wiem. Może, żeby podzielić się z Wami moim punktem widzenia i wykrzyczeć coś z siebie. Druga część być może da nam okazję do spotkania się gdzieś na trasie – pewnie na kilku z tych imprez będziecie. Długo też zastanawiałem się, czy wrzucać taki wpis. Trochę o niczym, trochę żalący się. Ale myślę, że spontaniczna burza myśli czasami jest najlepsza i warto ją wysłać w świat. Napiszcie w komentarzu co o tym myślicie, może to też będzie impuls do dalszego działania.