Mistrzowska pogadanka

Moveat.pl

Kolarstwo to piękna, ale i wymagająca dyscyplina sportu. Jeżeli chcesz być na jakimkolwiek poziomie, wymaga od Ciebie pełni poświęcenia, wyrzeczeń, dając w zamian często wątpliwe przyjemności i małe sukcesy.

Moveat.plAle wszyscy kochamy kolarstwo właśnie za to jakie jest. Za ten ból, za te chwile radości oraz za wolność, którą otrzymujemy. A co myślą o tym ludzie, którzy oddali mu znacznie więcej niż inni, na końcu spełniając swoje marzenia?

Bo kolarstwo to nie bezduszny przedmiot, to sport i pasja, którą tworzą ludzie, kolarki i kolarze. Są tam rowery, maszyny, sponsorzy, pieniądze, ale bez ludzi i ich osobowości nie byłoby nic. Od dawna chciałem zapytać kogoś, kto osiągnął wiele, stał się rozpoznawalny, a dla wielu – w tym dla mnie – stał się inspiracją, jak to jest z tymi sportowcami. Dzięki takim osobom zdaję sobie sprawę, że „Everything is possible”, granice są w naszych głowach a sukces jest w zasięgu ręki, cokolwiek dla nas kryje się pod słowem „sukces”.

Panie i Panowie, poznajcie Annę Rząsowską. Dla wielu bardziej znaną jako Moveat.pl. Kobietę, która na co dzień jest kadrową w firmie, po godzinach zamienia się jednak w mistrzynię kolarstwa. Dosłownie. Ania została dwa lata temu Mistrzynią Świata Amatorów w kolarstwie torowym, spełniając marzenie swoje oraz swoich kibiców. To osoba o niesamowitym talencie, umiejętnościach sportowych, ale też niesamowicie sympatyczna, potrafiąca doradzić i po prostu „fajna babka”. Jej historię w mediach społecznościowych śledzą dziesiątki tysięcy osób i mam wrażenie, że przez jej osobowość każda z tych osób jest jej największym fanem. Nie miałem szczęścia poznać jej osobiście, mam jednak zamiar jak najszybciej to zmienić. Nie mniej często wymieniamy się komentarzami, uwagami czy po prostu rozmawiam na Instagramie. A teraz zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań, które od dawna krążyły po mojej głowie i podzielić się nimi z Wami. Pytania nie będą w stylu „Ania – Kolarka zawodowa”, ale bardziej „Ania Kolarka – osoba jak my”. Mam nadzieję, że ten krótki wywiad Wam się spodoba.

Anna Rząsowska

Mistrzowska pogadanka

Cześć Ania. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się i znalazłaś czas, aby ze  mną porozmawiać. Wiele osób śledzi Twoją karierę sportową, oraz profile społecznościowe. Mam nadzieję, że ta rozmowa da im kilka odpowiedzi na pytania, które chcieli Ci zadać, ale nie mieli takiej możliwości

JA: Kolarstwo, zwłaszcza torowe to trudna dyscyplina sportu. Czy nie żałujesz drogi, którą wybrałaś? Jak ta twoja ścieżka kariery jako sportowca wyglądała?

ANNA RZĄSOWSKA – MOVEAT.PL: Zacznijmy od tego, że jestem amatorem i ścigam się od 2018 roku. Wcześniej rower służył mi do jeżdżenia raz w tygodniu do babci. Babcia mieszkała za Żyrardowem, więc zajmowało mi to 3 godziny, ale przyszedł dzień, że obróciłam w obie strony. A potem umówiłam się na ustawkę rowerową w Kampinosie i przyjechałam na nią swoim stalowym rowerem za 1200 zł z bagażnikiem i błotnikami. Nikt mnie z niej nie wyrzucił, ale byłam w adidasach i leginsach a oni na karbonowych rowerach i w strojach kolarskich. Wytrzymałam na kole, raz, drugi, trzeci i potem kolega złożył mi rower mtb. Niestety na mtb nie miałam jak się nauczyć dobrze jeździć, byłam już starsza i nikt nie mógł poświęcić mi czasu. Każdy zapieprzał, a ja jak pipka zjeżdżałam zbyt asekuracyjnie. To nie zagrało. Zaczęłam składać samodzielnie pierwszą szosę. Podsumowując jak pytasz o drogę, to była ona bardzo długa a na tor trafiłam zupełnie przypadkiem. Jedyna rzecz, której bardzo żałuję w życiu to, że ukończyłam studia dzienne a nie zaoczne. Trzeba było uczyć się języków, pracować, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na pewno wychowywałam się w czasach, gdy sport nie był tak popularny, a pieniędzy zawsze na wszystko brakowało. Rodzice nas tak nie pchali w różne ścieżki, sami zajmowaliśmy się sobą na podwórku.

JA: Mając doświadczenie ciężkiej pracy: czy pchała byś córkę/syna na tą drogę, czy raczej byś ją od niej odciągała?

A.R.: Nie mam dzieci. Ale na pewno bym je wspierała w ich wyborach. Kolarstwo jest o tyle niewdzięczne, iż wymaga ogromniej ilości czasu i kosztownego sprzętu. A na końcu może się okazać, że i tak się do tego nie nadajesz. Bez wsparcia osób bliskich każdy sport „idzie” dużo ciężej. Bez środków finansowych również.

JA: Kolarstwo pochłania mnóstwo czasu. Co na to twoi znajomi. Czy nie mają Ci za złe, że nie poświęcasz im tyle czasu ile by chcieli? Czy to bardzo wpływa na Twoje życie?

A.R.: Jak zaczynałam, nigdy bym nie uwierzyła, że to tak zajdzie daleko. Rzuciłam palenie – to był powód częstszego jeżdżenia. Automatycznie jak rzuciłam palenie w marcu 2017 roku (paliłam 30-35 papierosów dziennie) zaczęłam unikać spotkań, by mnie nie ciągnęło . Moje życie towarzyskie troszkę ucichło. Potem okazało się, że mi dobrze żyć w reżimie wysypiania się i jedzenia innych rzeczy niż orzeszki słone. Po prostu było mi przyjemniej trenować i odmawiać spotkań, niż chodzić na te spotkania. Myślę, że powodem jest również fakt, iż od kiedy zdałam prawo jazdy w zasadzie przestałam spożywać alkohol. A wiadomo, że imprezy i spotkania bez winka są specyficzne dla osoby niepijącej (czytaj, mnie atrakcyjne). I tak moje grono skurczyło się do tych najwierniejszych kibiców i przegrupowało się na tych bardziej sportowych ludzi.

JA: Jeżeli nie kolarstwo, to w jakiej dyscyplinie byś się widziała?

A.R.: Jazda konna lub kulturystyka. Obie mi zawsze bliskie. Aczkolwiek teraz ciężko mi zmusić się trenować w budynku. Uwielbiam zajęcia outdoorowe. Zakochałam się również w biegówkach, ale w Warszawie ciężko to trenować.

JA: Co planujesz robić po zakończeniu kariery kolarskiej?

A.R.: Kończę za dwa lata. Sprzedaję na pewno rower do jazdy na czas, kilka zestawów kół i możliwe, że sprzedam też rower torowy. Chciałabym jeździć tylko dla siebie, może gościnnie czasem się pościgać, ale bez napinki. Może zacznę robić rzeczy, na które teraz już nie mam czasu ani siły. Chodzi mi o inne dyscypliny – nie umiem jeździć na łyżwach a zawsze chciałam się nauczyć.

JA: Do którego kolarza mogłabyś się porównać ze względu na charakter/podejście/ścieżkę kariery, lub którą postać naśladujesz? A może po prostu nie patrzysz na innych, podążasz swoją drogą?

A.R.: Podziwiam, podglądam wiele osób, ale patrzę na siebie. Patrzę na to co ja w sobie zmieniłam, co rozwinęłam, a w której kwestii leżę i kwiczę. Nie da się porównać do nikogo, każdy ma własne predyspozycje.

JA: Z jakim odzewem spotykasz się w społeczeństwie ze względu na to co robisz i na sukcesy? Pozytywny czy hejt? Czy był jakiś moment zwrotny w którym zmieniło się postrzeganie Ciebie – pierwszy start, pierwszy sukces.

A.R.: Hejtu jest znikomo mało, bo zwyczajnie unikam dyskusji i jestem enigmatyczna w wypowiedziach. Mam spore grono osób, które naprawdę i szczerze mi kibicuje. Myślę, że Mistrzostwa Świata w Manchesterze w 2019 roku były punktem zwrotnym, kiedy ewentualne powątpiewanie i podśmiewanie się z Instagrama się po prostu skończyło.

JA: Sprzęt, trening, tryb życia? Co z tego jest najważniejsze? Czy w ogóle można mówić, że coś jest ważniejsze? Lepiej więcej zainwestować w siebie czy może w sprzęt?

A.R.: Najważniejszy jest trening i tryb życia, to są nierozerwalne części sukcesu. Jak nie śpisz dobrze, zapomnij, że w czymkolwiek uda Ci się rozwinąć. Dla mnie sen to podstawa, spokój, żadnych awantur i stresu. Stres zepsuje wszystko. Sprzęt jest owszem ważny, ale ja mam wszystko używane i sklecone z innych rowerów. Chciałabym mieć wspaniały rower torowy, ale ten co mam, jest w zupełności ok. Kosztował 6 tysięcy wraz z kołami, a nie 30 tysięcy jak np. inne cenione marki na L 😉 Na pewnym poziomie sprzęt daje sekundy, które lepiej wytrenować zimą. Tor jest inny, tam przegrywamy czwartym miejscem po przecinku sekundy, więc nawet skarpetki mają znaczenie.

JA: Czy sport amatorski nadal jest amatorski, czy bez sponsorów i zawodowego podejścia nie ma szans na sukces?

A.R.: Hmm, czasem myślę, że niektórzy amatorzy są lepsi od zawodowców. Ale na pewno dotyczy to tych majętnych, których stać na dobrego trenera ( koszt 1000 zł miesięcznie), na wyjazdy zimą za granicę, na fizjoterapeutę, masażystę i świetny, wysokiej klasy sprzęt. To wszystko razem, plus poczucie bezpieczeństwa (nie stresuje się czy ma na spłatę kredytu i czy jego żona aby na pewno znajdzie pracę w tym miesiącu) to są elementy, o których się nie myśli, jak się wsiada na rower, ale jednak mają znaczenie przy ściganiu się, taka „czysta głowa”.

JA: Jaki jest według Ciebie Twój największy sukces życiowy, sportowy?

A.R.: Jest ich wiele, ale to moje w sercu, takie osobiste. I owszem usłyszeć Mazurka jest miło.

JA: Dla rozluźnienia 🙂 Pytanie, które sama byś sobie zadała, a którego nikt, nigdy Ci nie zadał.

A.R.: Czasem mnie ktoś pyta dlaczego nie mam męża i dzieci. Trudne pytanie. Trzy razy w życiu byłam na amen zakochana. Ślub mnie odstrasza, a wesel nie lubię. I taki jest efekt

JA: Suplementacja to rozległy i trudny temat. Co myślisz o suplach?

A.R.: Temat rzeka. Jest tylu zwolenników co przeciwników. Jednakże śmiem twierdzić, że intensywnie trenujący i startujący zawodnicy korzystają z suplementacji. Trochę to też wynika z trybu życia. Może ktoś ma czas szykować sobie kulki mocy i gotować wszystko z eko produktów. Ja nie mam takiej możliwości i nie wierzę, ze jestem w stanie pobrać z jedzenia odpowiedzenie aminokwasy a regenerację uzyskam jedynie za pomocą snu i odpowiedniej ilości węglowodanów. Poza tym: kawa, stres, brak snu wypłukują nasze organizmy. Ja stosuję suplementację, bo po pierwsze jest to dla mnie wygodne rozwiązanie, a po drugie odczuwam obiektywnie różnicę. Zawsze na koniec sezonu nie jem nic, jedynie zdarzy się baton podczas długiej jazdy i do końca roku, przed kolejnym sezonem nie biorę niczego co ma mi pomagać. Organizm się odzwyczaja, trzy miesiące bez suplementacji resetuje zapotrzebowanie. Potem odczuwam różnicę „z suplami”

JA: Czy jest pytanie, na które chciała byś odpowiedzieć, ale nigdy nikt Ci go nie zadał? 😉

A.R.: Co lubię jeść? Nie czekolady, nie lody a ciasteczka kruche i słone orzeszki. Obłędnie lubię.

JA: Co myśli człowiek przed, w trakcie (przy tak ogromnych prędkościach) i po starcie? Jak sobie poradzić ze stresem i głową?

A.R.: Przed – milion myśli. Oczywiście pewnie powinno się być jak lew, ale tak nie jest – przynajmniej u mnie. W trakcie myślę zawsze po co mi to i dlaczego nie jestem właśnie w domu i nie oglądam telewizji oraz żeby nie zemdleć. Po – nie daj Boże się czegoś żałuje. Jeśli czegoś żałujesz, to znaczy, że nie dałeś z siebie wszystkiego. A człowiek to nie robot i takie dni, że zrobisz wszystko perfekt…są rzadko. Oby zdarzały się wtedy, gdy impreza jest rangi mistrzowskiej – a w tym wielka rola Trenera.

JA: Jak to jest: kolarze to rodzina czy rywale? Raczej skłania się to ku sytuacji w ekipie Belgii gdzie wszyscy się gryźli, czy raczej ku sytuacji Kwiatkowski i Majka, gdzie pomimo różnych teamów jeden pomógł dojechać do mety drugiemu?

A.R.: Mam fajne koleżanki kolarki, z którymi się przyjaźnię. Ale to „stara kadra” – to te z 2018-20 roku. My te stare psiapsi trzymamy się nadal razem i kocham te dziewczyny na zabój. Szanujemy się, pomagamy, a kiedy trzeba rywalizujemy, ale żadna nie skacze sobie do gardła. Ilość dziewczyn w peletonie zwiększyła się w trakcie pandemii, są świetnie przygotowane, mają super sprzęt, trenerów, warunki. Poziom rośnie a ja się starzeję. Czas na emeryturę, ale jeszcze powalczę o jedno marzenie.

JA: Jesteś wielką miłośniczką zwierząt i ambasadorką wspierania wszelkich akcji pomocy. To duża i szlachetna sprawa. Możesz nam pokrótce przybliżyć ten problem i wyjaśnić, w jaki sposób również i My możemy pomóc?

A.R.: Jak pewnie większość ludzi wie, mam psiaka – Suzi ze schroniska. Od kiedy pamiętam w domu mieliśmy psy, więc jestem straszną psiarą Nie robię paznokci u kosmetyczki a to co zaoszczędzam wysyłam do schroniska, wtedy nigdy mi nie żal odjąć z budżetu Ciebie też namówiłam wysłać grosik więc chyba mam dar przekonywania. W imieniu psiej braci dziękuję.

JA: Akurat taka „opłata” za przyjemność rozmowy z Tobą, to czysta przyjemność.

Podsumowując te kilka chwil rozmowy

Czy tylko ja odniosłem wrażenie, że rozmawiam z kumpelą z ustawki? Ania właśnie taka jest. To przykład na to, że można osiągać sukcesy, być trochę gwiazdą kolarstwa, mediów społecznościowych, a jednocześnie pozostać świetnym człowiekiem. Mnie osobiście jej historia, osoba, to co osiągnęła bardzo inspiruje. Dzięki takim ludziom chce się bardziej. Mam nadzieję, że po tym artykule Ania zyska kilku kolejnych fanów, a jej profil na Instagramie przyciągnie jeszcze więcej obserwujących. Bo sportowcy to też ludzie, którzy ciężko pracują tak naprawdę dla nas i warto im kibicować. Mam nadzieję, że poznam Anię kiedyś osobiście 🙂 Na pewno dam Wam wtedy znać 😉

P.S. Nadmienię, że Ania namówiła mnie na wsparcie schroniska w zamian za ten wywiad. „Opłatę” tą uiściłem z wielką przyjemnością i myślę, że jestem to gotów jeszcze kilka razy ją ponowić 🙂 Zachęcam również Was do zaangażowania się w ten temat. Jest mnóstwo miejsc, ogrom zwierzaków, które same sobie nie poradzą i mogą jedynie liczyć na Nas. Warto pomagać i pamiętajcie, że dobro zawsze kiedyś do Nas powróci.

4 thoughts on “Mistrzowska pogadanka

  1. Lol says:

    A ile na tych mistrzostwach świata starowało zawodniczek w kategori ? 5? 😂, jest się czym chwalić…

    Odpowiedz
    1. Reszka Marcin says:

      Ilu startowało? Hmmm… Każdy mógł trenować i wystartować. Odwagi starczyło piątce. Wygrała jedna. Za to ode mnie szacunek. Ale to nawet nie za ten tytuł, ale za ogólnospołeczną postawę, która motywuje i jest godna chwalenia. Zresztą, kilkadziesiąt tysięcy obserwujących osób nie może się mylić 🙂

      Odpowiedz
    2. Kolarka says:

      A może warto zapytać jaki był poziom tych zawodów i zawodniczek, bo na ilość startujących nie mamy wpływu i to nie ma żadnego znaczenia. Myślę że w Mistrzostwach startowały zawodniczki top of the top także wygrana z każdą z nich i z osoagnietym czasem jest mega

      Odpowiedz
      1. Reszka Marcin says:

        Zgadzam się z Twoją odpowiedzią całkowicie. Ujął bym to też inaczej. Każdy człowiek może spróbować, trenować, potem wystartować w zawodach. Nie jest tak, że komuś się to odbiera. Wielu próbuje, natomiast poddaje się w obliczu ciężkiej pracy, która trzeba wykonać. Zostają tylko najlepsi i najbardziej wytrwali. Ale szansę miał każdy. Wg mnie już sam start w takiej imprezie jest sukcesem. A już wygrana… Inna sprawa, że Ania swoją postawą motywuje wiele osób, z tym nie ma co dyskutować. Za to należy jej się szacunek i myślę, że to też można uznać za swoistą wygraną.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *