Aga Wojtala. Kobieta – zjawisko. Osoba, która inspiruje i motywuje wszystkich w około, z każdym dniem zadziwia coraz bardziej. Doskonały przykład na to, że świat jest nieprzewidywalny i nigdy nie wiesz jak potoczą się Twoje ścieżki.
Pani dyrektor Szkoły Podstawowej, która wstała i pojechała na rowerze. I to jak pojechała! Na sam szczyt swojego obranego celu. Chociaż w jej przypadku szczyt nie istnieje. Zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań, a że nie chcę zepsuć tej fantastycznej lektury, od razu przechodzę do jej odpowiedzi. Cieszcie się nimi, tak jak ja 🙂
1. Pani kolarka z presją na wyniki, czy Pani ambasadorka roweru i zdrowego trybu życia?
Zdecydowanie osoba realizująca swoją pasję – miłość do poruszania się na dwóch kółkach, tak po prostu, przed siebie. Bez żadnych presji i wizji, reszta dzieję się przypadkiem, tak jakby przy okazji ?.
2. Czy nie żałujesz tej drogi? Coś byś zmieniła?
Absolutnie! Odnalezienie w życiu pasji i jej realizacja to jedno z najcudowniejszych doznań jakie możemy sobie sprawiać 🙂 Nic bym nie zmieniła, ponieważ uważam, że wszystko w naszym życiu ma swój czas i swoją przestrzeń. Mój czas na rower przyszedł dość późno, ale za to w cudownym wydaniu. Przyszedł i zostanie ze mną już na zawsze. To jedno wiem na pewno.
3. Jaka jest Twoja historia? Co cię skłoniło do stania się tym kim jesteś w świecie rowerowym? Co było impulsem do startu?
Moja historia jest krótka. Po wielu latach nie uprawiania sportu z różnych prozaicznych powodów, po 30tce zaczęłam się ruszać. Najpierw było to bieganie, takie totalnie dla przyjemności i w żółwim tempie. Ale zaczęłam żyć dużo bardziej aktywnie. W to bieganie w pewnym momencie wplótł się rower i odkryłam, że daje mi to dużo większą frajdę, bardziej spełnia moje potrzeby i lepiej mi wychodzi. Zaczęłam od 'wysokiego C’, bo wybrałam się bez żadnego przygotowania na trzytygodniową wyprawę szlakiem Green Velo. To był ten impuls właśnie, dzięki któremu odkryłam swoją miłość do podróżowania na dwóch kółkach, miłość do długich dystansów i bikepackingu. Po tej wyprawie postanowiłam kupić rower szosowy, potem pojawiła się Babska Środa, a sezon później wpadłam na pomysł, że może spróbowałabym jakoś tak rozsądniej trenować i podjąć się spełnienia swojego największego marzenia, jakim był udział w Wisła 1200. I tak trafiłam do Krissa, mojego trenera. A to, co się wydarzyło w przeciągu ostatniego roku, to już przeszło moje i jego chyba też wyobrażenia. Treningi pod jego okiem przyniosły efekty w postaci spełnionych marzeń i to z nadwyżką.
4. Jak wyglądała ta droga? Było trudno i miałaś chwile zwątpienia, czy raczej to była zabawa?
Mam taki charakter, że kiedy podejmuję się jakiegoś działania, robię to na 200%. Tak też jest z treningami. Dostawałam od Krissa konkretny plan, jasne instrukcje, on był od myślenia i planowania, ja miałam tylko wylewać poty. Czy było trudno? Od dziecka wiem, że trening jest wtedy skuteczny, kiedy wychodzimy poza swoją strefę komfortu. Zwłaszcza na początku było bardzo trudno i z uwagi na bunt ciała przeciwko umęczaniu go i z uwagi na logistyczną nową organizację życia. Nie tak łatwo nagle znaleźć czas na 7 treningów w tygodniu. Ale efekty przychodziły tak szybko, że zamiast szukania wymówek, dawałam z siebie jeszcze więcej i więcej. Nie, dołków nie miałam. Moja wewnętrzna motywacja jest tak silna, że w dołki nie wpadam. Wiem czego chcę i wiem, że nic samo się dzieje, poza bałaganem. Tylko bałagan się sam robi, na resztę trzeba ciężko zapracować. Ja też. Ale ta praca jest drogą do celu, a mi sama ta droga daje szczęście i satysfakcję.
5. Mając doświadczenie ciężkiej pracy: czy pchała byś córkę na tą drogę, czy raczej byś ją od niej odwlekała?
Zawsze, każdemu – i małemu i dużemu, będę powtarzała, że pasja w życiu człowieka tworzy fenomenalną dla niego przestrzeń rozwoju i jest niezwykle ważna. Mam głęboką nadzieję, że moja córka też odnajdzie w swoim życiu coś, czemu będzie się w stanie poświęcić, nawet jeśli będzie to wymagało ciężkiej pracy, a może zwłaszcza wtedy. Coś co przychodzi do nas łatwo, nie zostaje na długo. Coś, co zdobywamy z trudem, daje nam satysfakcję odporną na upływający czas. Posiadanie pasji i możliwość jej realizacji to dar i szczęśliwe życie. Życzę każdemu odnalezienia jej w sobie.
6. Kolarstwo pochłania mnóstwo czasu. Co na to Twoja rodzina/znajomi? Czy nie mają Ci za złe, że nie poświęcasz im tyle czasu ile by chcieli?
Taaaak, kolarstwo, zwłaszcza ultra, pochłania mnóstwo czasu. Mam cudowne, już duże dzieci, które przyzwyczajone są do moich czasem dziwnych pomysłów i znoszą je dzielnie i cierpliwie. Moi znajomi i przyjaciele to w zdecydowanej większości także kolarze, więc z nimi akurat spędzam sporo czasu, a wspólna pasja jeszcze bardziej nas łączy. Rozumieją mnie w tym względzie w każdym razie i są ogromnym wsparciem i w fazie treningów i podczas wyścigów. Tak, rower bardzo wpływa na życie człowieka, bo jest po prostu sposobem na nie. Dla mnie rower to stan umysłu i dobrze mi z tym.
7. Jak udaje Ci się pogodzić treningi, pracę, obowiązki rodzinne? Podążasz według grafika czy to całkowity spontan?
Mój tydzień zasadniczo jest mocno zaplanowany z góry. Rzadko pojawiają się odstępstwa od planu, przynajmniej tego głównego. Treningi mają swoje stałe miejsce i są priorytetowe, całą resztę dopasowuję do przestrzeni gdzieś między pracą, dojazdami a treningami. Oczywiście zdarzają się sytuacje nieplanowane i trzeba wdrażać spontaniczne rozwiązania, ale kiedy się bardzo chce, można wszystko ogarnąć. Doba ma aż 24 godziny! Dla każdego tyle samo. Ja dojeżdżam daleko do pracy, mam dzieci, w tym jedno niepełnosprawne, prowadzę dom, 7 treningów w tygodniu i działam w 3 dużych grupach rowerowych. Robię też sporo innych rzeczy. I udaje mi się no to wszystko znaleźć czas. Wiele osób mnie pyta, jak ja to robię, skąd czerpię energię? Odpowiadam zawsze, że cały sekret tkwi w naszej wewnętrznej motywacji.
8. Jeżeli nie kolarstwo, to w jakiej dyscyplinie byś się widziała?
Jeśli nie kolarstwo, to szachy podwodne 🙂 Jeśli nie kolarstwo, to… kolarstwo. Robiłam wiele rzeczy, uprawiałam wiele sportów, niektóre nawet bardzo długo i na poziomie zaawansowanym, ale nic nie dawało mi takiej satysfakcji jak rower. Rower nie jest tylko dyscypliną sportową, jest moim sposobem na życie i tak już pozostanie.
9. Dlaczego ultramaratony? To dość ekstremalne wyzwania. Dlaczego nie coś prostszego?
Długo rozmyślałam nad tym, w której dyscyplinie kolarskiej odnalazłabym się najlepiej. Bardzo lubię jeździć na szosie i lubię w terenie. Doszłam do wniosku, że w wyścigach szosowych nie zawojuję świata z uwagi na mój wiek i z powodu tego, że nie mam talentu sportowego. Bo nie mam i zdaję sobie świetnie z tego sprawę. Moje ciało nie jest wybitnie utalentowane pod względem sportowym. Więc ściganie na szosie odpadło. Podobnie było z wyścigami MTB. Tutaj jeszcze doszedł problem logistyczny. Częste starty w maratonach MTB, to zajęte niedziele, częste wyjazdy, serwis roweru itd. Nie jestem też wybitnym terenowcem. No więc MTB też odpadło. Wiem jakie są moje najmocniejsze strony – odporność na ból, umiejętności nawigacyjne, doświadczenie wyprawowe, umiejętność długiej samotnej jazdy. To wszystko mogłam wykorzystać właśnie w ultra. Do tego ultra daje możliwość przełamywania swoich barier za każdym razem. Każdy wyścig jest inny, każdy inaczej przeżywam, na każdym przekraczam swoje możliwości i to w ultra kocham chyba najbardziej. Tą walkę z samym sobą. Dlatego właśnie padło na ultramaratony. Bo są ekstremalne, bo walczę tylko z sobą, bo wymagają bardziej silnej głowy niż silnego ciała, choć oczywiście mocne ciało jest absolutnie konieczne do uzyskiwania dobrych wyników, bo podczas ultra przekraczam granice, za którą ciągle nie wiem co mnie spotka. I nigdy nie jest 2 razy tak samo.
10. Co planujesz robić po zakończeniu kariery kolarskiej? Jakaś aktywność czy całkiem odpuścić?
Hahahaha, nie mam kariery kolarskiej, ale jak już nie będę startować w wyścigach, to nadal będę jeździć na rowerze. Na pewno! Choćby elektrykiem. Tak jak mówiłam robię to z miłości do wolności, swobody, potrzeby ruchu. To we mnie będzie zawsze, więc zawsze będę jeździć. Wyścigi są dobrą zabawą, dodatkiem.
11. Jesteś bardzo aktywna na wielu frontach: działasz w wielu grupach rowerowych, w social media, zostałaś ambasadorką marki LIV, czego Ci gratuluję. Jesteś przez wielu uznawana jako „Pani Aga, ta od roweru”. Czy nie czujesz się zaszufladkowana, czy wręcz przeciwnie – to całe Twoje życie i jesteś z tym szczęśliwa?
Powiem Ci, że pracuję mocno na to właśnie, aby ludzie kojarzyli mnie z rowerem. Jeśli tak jest, to jestem bardzo szczęśliwa, bo właśnie o to mi chodzi. Ambasadorowanie w LIV to kolejna cudowna przygoda, która jest efektem mojej pasji, a nie powodem, dla którego jeżdżę na rowerze. Jeżdżę, bo to kocham i jestem z tym szczęśliwa. Jeśli jakimś sposobem stałam się rozpoznawalna w tym naszym tu lokalnym rowerowym światku, to super, to cieszę się tym bardziej. A w grupach rowerowych działam, bo mam taką naturę społecznika i czerpię energię od innych. Bardzo lubię przebywać z ludźmi, organizować, działać, być częścią grupy. Mnie to napędza i daje dużo frajdy.
12. Do którego kolarza/kolarki/sportowca mogła byś się porównać ze względu na charakter/podejście/ścieżkę kariery. Lub którą postać naśladujesz? A może nie patrzysz na takie rzeczy.
Nie, zasadniczo nie porównuję się z nikim, nie mam takiej potrzeby. Staram się być tylko lepszą wersją siebie. Tylko na tym mi zależy. Daję z siebie wszystko, żeby pokonywać samą siebie. I właśnie takie jest ultra.
13. Z jakim odzewem spotykasz się w społeczeństwie ze względu na to co robisz i na sukcesy? Jak na to reagują twoi podopieczni w szkole? Pozytywny czy hejt? Czy był jakiś moment zwrotny w którym zmieniło się postrzeganie Ciebie, stałaś się rozpoznawalna – pierwszy start, pierwszy sukces.
Spotykam się zawsze z bardzo pozytywną energią skierowaną w moją stronę. Może dlatego, że innej do siebie nie dopuszczam. Naprawdę otaczam się wspaniałymi ludźmi, którzy dają mi wsparcie, przyjaźń, motywację. Innych nie spotykam na szczęście na swojej drodze, czy to zawodowej czy prywatnej. Moi uczniowie, myślę, są dumni z tego, że mają takiego dyrektora, a ja jestem niezwykle dumna z tego, że mam tak fantastyczne dzieci. Staram się ich zarażać pasją, aktywnością, działaniem. Mam nadzieję, że mi się to udaje.
Wiesz, ja ciągle nie mam poczucia, że jestem rozpoznawalna jakoś szczególnie. Jestem tą samą osobą, którą byłam rok czy dwa lata temu, tylko z większą liczbą doświadczeń. Ale moje sukcesy w startach zapewne spowodowały, że mam więcej znajomych w całej Polsce. Wygrana w Wiśle 1200 była takim dużym krokiem, to na pewno.
14. Sprzęt, trening, tryb życia? Co z tego jest najważniejsze? Lepiej więcej zainwestować w siebie czy w sprzęt?
Moim zdaniem najważniejszy jest trening. W kontekście udziału w zawodach oczywiście. Trening wiąże się mocno ze stylem życia. Nie ma sensu raczej inaczej postępować. Odżywianie i regeneracja to tak naprawdę składowe treningu. Jeśli chce się poprawić swoje wyniki, zdecydowanie trzeba zacząć od tego właśnie. Naprawdę polecam skorzystać z wiedzy kogoś doświadczonego i trenować przede wszystkim rozsądnie. Dobry rower to dopełnienie dla kolarza. Robi różnicę, oczywiście i to ogromną, na pewnym poziomie. Ja mam szczęście jeździć na fantastycznych rowerach, choć na pewno nie są to maszyny prokolarzy. Dochodziłam do nich stopniowo i każdemu to polecam. Jednak lubię powiedzenie „Nie maszyna lecz technika zrobi z Ciebie zawodnika”. W moim przekonaniu od tego trzeba zacząć. Od dobrego przygotowania. Potem szukać najlepszych rozwiązań sprzętowych. Ale z drugiej strony to jest tak indywidualna sprawa, że nie czułabym się uprawniona do dawania rad komukolwiek w tym zakresie.
15. Jaki jest Twój największy sukces (z Twojego punktu widzenia)? To, że jesteś rozpoznawalna, to że możesz jeździć, że jesteś wzorem czy tytuły?
Mój największy sukces, to spełnienie swoich marzeń. Jestem z siebie dumna, że podjęłam wyzwanie, znalazłam w sobie siłę do walki i ją wygrałam. Mam na myśli walkę o realizację marzeń. Wszystkie inne rzeczy, to „efekty uboczne” moich spełnionych marzeń.
16. Jak to jest: kolarze to rodzina czy rywale?
Kolarze to przyjaciele. Dla mnie wszyscy. A kolarze ultra, to ludzie, którzy się wzajemnie wspierają, szanują, podziwiają i dopingują. Nie spotkałam na trasie żadnego wyścigu nikogo, kto zachowywałby się inaczej.
17. Co byś radziła osobom które może i by chciały coś zrobić, ale nie wierzą w siebie, nie mogą się zdecydować?
„Czas mija, bez względu na to, czy działasz czy nie robisz nic”. Podejmując działanie, faktycznie bierzemy na siebie ryzyko porażki, ale nie podejmując go, od razu jesteśmy przegrani.
Mi w życiu chyba żadne marzenie nie spełniło się samo. To ja je spełniałam i spełniam nadal. Bo to tylko tak działa. Jeśli o czymś marzysz, czego pragniesz, to po prostu to zrób. Nie bój się. Jeśli pragniesz tego wystarczająco mocno, dasz radę. Jeśli odpuścisz, a też masz do tego prawo, znaczy, że nie pragnąłeś tego wystarczają mocno. Zapragnij wtedy czegoś innego.
18. Czy uważasz, że hasło „Everything is possible” to prawda czy naiwna bajeczka?
To jedno z haseł, którymi się w życiu kieruję. Oczywiście, że jest prawdziwe. Jestem najlepszym na to dowodem. Kobieta po 40tce, po roku przygotowań staje się ultramaratonką i wygrywa w debiutach duże wyścigi. Można? Można – wszystko jest możliwe 🙂
Słowem podsumowania
Co ja mogę więcej do tego dodać? Jej odpowiedzi mówią wszystko. Dobrze jest znać takich ludzi, motywują Nas do działania. Fajnie ich posłuchać, bo mogą swoimi słowami zmienić nasze nastawienie do nas samych. Ja Agnieszce kibicuję od momentu, kiedy ją poznałem. Uważam, że jest odpowiedzią na pytanie „czy warto wierzyć w marzenia?”. Jak widać – warto. Czasami marzeniom trzeba pomóc swoją ciężką pracą, ale to tylko dodaje smaczku późniejszym, osobistym zwycięstwom.